zima '05-'06 r.
czym są skitury można zobaczyć tutaj (film nie mój)
a w chatce jak to w chatce, chcesz wody -natop sobie śniegu, chcesz wodę ugotować -przynieś drewna, chcesz światło -zapal świeczkę...chcesz zjechać -musisz wejść:)
wyraźnie dało się odczuć braki w śniegu, wystaje mnóstwo gałęzi, powalonych konarów, małych drzewek...każda wywrotka grozi nadzianiem się na jakiegoś badyla, który czai się tuż pod cienką warstwą śniegu. A narty lubią przywalić w jakiegoś pod śnieżnego konara i wypiąć się z wiązań. Cztery dni spędziłem w chatce sam. Rano śniadanie, dziesięć zjazdów przerwa na obiad i do zmroku znów zjazdy:) kolacja czytanie i spać.
W piątek przyszła ekipa z Krakowa, dzień później doszła dwójka z Jelcza Laskowic - pogaduchy, wiśniówka, opowieści, krupnik, śmiechy,...
Nadszedł niedzielny poranek i gdy wszyscy schodzili na dół, do chatki wszedł wysoki, szczupły pięćdziesięciolatek odziany w polary z wielkim plecakiem. Na 'dzieńdobry' dostałem reprymende bym nie zwracał się do Niego 'pan' -Stachu jestem! Napiliśmy się gorącej herbaty z miodem, pogadaliśmy o chatce, ludziach polskiego himalaizmu mieszkających w okolicach Lądka, o pięknie okolicznych terenów...dowiedziałem się o kolejnej chatce kilka godzin drogi -pieszo- stąd, którą to On dzierżawi i organizuje tam imprezy dla dzieciaków. Jak to powiedział: 'tutaj można przetrwać u mnie można żyć'. Stachu przyszedł do chatki na chwilę tylko, wymieniliśmy się numerami tel. zaprosił mnie do swojej chaty i ruszył w dalsza drogę.
W sobotę odłamał się element wiązania odpowiedzialny za blokadę przy zjeździe, nie chciałem ryzykować zjazdów w lesie z nartą do której przymocowany jest tylko przód buta. W poniedziałek rano spakowałem się i ruszyłem do Międzygórza...
więcej zdjęć
a w chatce jak to w chatce, chcesz wody -natop sobie śniegu, chcesz wodę ugotować -przynieś drewna, chcesz światło -zapal świeczkę...chcesz zjechać -musisz wejść:)
wyraźnie dało się odczuć braki w śniegu, wystaje mnóstwo gałęzi, powalonych konarów, małych drzewek...każda wywrotka grozi nadzianiem się na jakiegoś badyla, który czai się tuż pod cienką warstwą śniegu. A narty lubią przywalić w jakiegoś pod śnieżnego konara i wypiąć się z wiązań. Cztery dni spędziłem w chatce sam. Rano śniadanie, dziesięć zjazdów przerwa na obiad i do zmroku znów zjazdy:) kolacja czytanie i spać.
W piątek przyszła ekipa z Krakowa, dzień później doszła dwójka z Jelcza Laskowic - pogaduchy, wiśniówka, opowieści, krupnik, śmiechy,...
Nadszedł niedzielny poranek i gdy wszyscy schodzili na dół, do chatki wszedł wysoki, szczupły pięćdziesięciolatek odziany w polary z wielkim plecakiem. Na 'dzieńdobry' dostałem reprymende bym nie zwracał się do Niego 'pan' -Stachu jestem! Napiliśmy się gorącej herbaty z miodem, pogadaliśmy o chatce, ludziach polskiego himalaizmu mieszkających w okolicach Lądka, o pięknie okolicznych terenów...dowiedziałem się o kolejnej chatce kilka godzin drogi -pieszo- stąd, którą to On dzierżawi i organizuje tam imprezy dla dzieciaków. Jak to powiedział: 'tutaj można przetrwać u mnie można żyć'. Stachu przyszedł do chatki na chwilę tylko, wymieniliśmy się numerami tel. zaprosił mnie do swojej chaty i ruszył w dalsza drogę.
W sobotę odłamał się element wiązania odpowiedzialny za blokadę przy zjeździe, nie chciałem ryzykować zjazdów w lesie z nartą do której przymocowany jest tylko przód buta. W poniedziałek rano spakowałem się i ruszyłem do Międzygórza...
więcej zdjęć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz