07 lutego 2012

01 czerwca 2009

pustynnie

Z Warzazate wyjechalem poznym popoludniem, slonce przysloniete bylo cienka warstwa chmor, tak ze nawet moj towarzysz cien niewyraznie wygladal. Zastanawialem sie jak tam bedzie- tam gdzie jade-czy jeszcze cieplej, czy piachem bedzie sypalo po oczach... Wieczorem dojechalem do Skory. miasteczko jak wiele innych w tej okolicy-brudne, zakurzone, mnystwo folii wala sie po ulicach...kilka sklepow i restauracyjek poobklejanych reklamami Koli. Zaczepia mnie mlody chlopak, mowi ze jego wojek ma tu hotel i zaprasza. Mowie mu ze ja to za miastem spie na pustyni. na to on zdziwiony odpowiada ze pustynia zaczyna sie w Merzudze 300km. stad. No to co to jest pytam? -nie odpowiedzial :) Kolejny nocleg w pustynnej krainie-widok na gory? klebia sie nad nimi chmory- cis tam popadalo napewno. W nocy zerwal sie silny wiatr, palaki do ziemi wyginalo. Bo ja leniwy, tropiku nie zalozylem i nie przyszpililem namiotu:) Po godzinnej walce z wiatrem wkoncu wyszedlem i powiazalem sznurki do palakow i wbilem szpile. Wialo tak przez caly nastepny dzionek-w twarz!!! Ciezko sie jechalo, tylko na zjazdach rozpedzalem sie do 13km/h a tak to 7-8 kiometrow w godzine wykrecalem! to moze wniechecic:) Wiatr ustal dopiero po poludniu, ale bylem juz zbyt zmeczony by pedalowac dalej.
KOlejny dzien i kolejne Kasby, oazy, znow do poludnia wiatr i seti pytan 'sawa?' ilez moge tego jeszcze sluchac??? :) Na rowninie ktora jechalem twarzyly sie takie male traby powietrzne. Ciekawie to wygladalo gdy obserwowalem to z duzej odleglosci-gorzej gdy taka jedna wpadla na mnie-tak z boku mnie podeszla. Pierunsko sie wystraszylem bo pomyslalem w pierwszej chwili ze to jakies owady-jakis tydzien wczesniej wjechalem w roj pszczol...-dopiero po paru sekndach odganiania zorjetowalem sie ze to drobne patyczki i piasek:):):) ufff.
Co najbardziej lubie w takich wycieczkaach-to rozsiasc sie w jakiejs taniej jadlodajni, tam gdzie sie stoluja tubylcy. Usiasc w najciemniejszym miejscu i obserwowac jak Oni sobie tu zyja!!! Siedze sobie tak w Boumle Dades. Kilka stolikow obklejobych zielona derma, plastikowe krzesla, kilku mezczyzn popija herbate.Mam swoj stolik przy slupku za mna skrzynki z kola. Obok sklep z narzedziami, postuj busow-taksowek. Naprzeciwko meczet. kierowcy wykrzykuja glosno nazwe miasta do ktorego jada, pasazerowie tlocza sie do srodka z niesamowita iloscia bagarzu. Na chodniku siedzi niewidomu staruszk-zebrak. Chopak z przewieszona przez szyje skrzynka, przechadza sie zachecajac do kupna batonow ktore niesie. Przechodzi obok -bonzu mesje- sawa? sawa- odpowiadam. Kupuje paczke ciastek -1dah. Z meczetu dobiega glos, taksiarze wycisaja radja, cichna rozmowy-czas na modlitwe. Po chwili przed meczetem zbiera sie tlumek-wszyscy chca wejsc-sciagnac buty, umyc rece i do srodka... dziadek rozklada na chodniku kocyk, zdejmuje klapki, odwraca sie w strone Mekki- Allah Agbar...
W sobote kuzynka Magda ze szwagrem Piotrem weselicho wyprawiaja;) Jakos od rana ta mysl chodzi mi po glowie, ze ja tu z wiatrem i sloncem walcze a Oni tance, chulanki, sfawole... i zimne napoje:):):)
W niedziele wiac przestalo, chmory tez zniknely, tylko slonce pozostalo-i to jakie!!! W Erfudzie kolo 15.00 bylo 52 stopnie i nie obchodzi mnie czy w cieniu czy w sloncu, bylo cieplo!!! Ale nim tam dojechalem wypilem herbate i pogaworzylem z autochtonami, pozniej kolejna herbata z Sylwia. Zatrzymalem sie przy studni obok ktorej kwitl oleander/???/ siedze i patrze na niego...Z pobliskiego namiotu wyszedl mezczyzna z czerwonym wiaderkiem. Podszedl do studni-napelnil wiaderko woda. Gestem zapytal czy ja tez po wode -z usmiechem kiwnalem glowa, wziolem moje dwa PET-y i podszdlem. Salamaalejkum-Alejkumsala, przykladajac prawa dlon do serca. Wiaderko, ze zuzytej opony samochodowej, po raz kolejny poszo na dno studni... napelnilem butelki, podziekowalem. Zaczely sie wydmy, wiatr nawiewa piach na droge a kazdy przejezdzajacy samochod wzbija tumany kurzu. Nie wiele przez to widze. Przez droge przeszlo stado wielbladow, skubiac trawe i porykujac, kieruja sie w strone wodopoju...
przy drodze stoja namioty berberow-oczywiscie na potrzeby turystow-odziani w niebieska 'toge' i 'turbam' gospodarze zapraszaja na relaks=polezec i popic herbaty.
Nareszcie Erfoud, jest 13.00 najpierw szybki obiad i jakies zimne picie i schronic sie przed upalem najlepiej w cofinecie-czesto maja tam klime:)
Od kilku dni, tak kolo pizrwszej po poludniu sklepy z ciuchami, jadlodajnie, herbaciarnie niemal wszystko jest zamykane-tylko sporadychnie natrafialem na restauracje otwarta. Myslalem ze ma to zwiazek z modlitwa, ze o tej porze trzeba koniecznie isc do meczetu. Teraz juz wiem ze to o temperature chodzi. Tak przed 14.00 zycie zamiera, niewielu smialkow wychodzi na zewnatrz. Czasami przejedzie taksowka, jakis bohater na motorze, albo przemknie ktos zacieniona strona ulicy...Zycie na nowo rozkwita kolo 17.00 Ponownie otwierane sa sklepy, wystawiane stoliki, rozwieszane chusty i wszelaki towar. Na ulice i chodniki wylewane sA hektolitry wody by schlodzic nieco klimat. Popoludniami nie mam ochoty juz pedalowac. Pomimo ze slonce juz sie kladzie, sa dluzsze cienie, temperatura spada nieznacznie-wtedy to ja tylko uciekam za miasto pod jakies drzewo...cien!!!
Dwa dni temu zjadlem kilka jaj i juz po godzinie zoladek dal znac iz jaja te byly nieswierze!!! No i zaczalem sie 'oczyszczac'-jak to mowil Vladimir gdy pochorowalismy sie w Pakistanie:)
W Erfuodzie kupilem kila chlebow, nabralem wody i za miasto na nocleg. Moj prywatny lekarz doradzil bym kislu sie opil...dolozylem do tego suchy chleb:) Slonce i zoladek wyczerpaly mnie!!!
Rano kolejna porcja suchego chleba i do Rissani-20km. Trzy kilometry przed miastem zjazd na droge N12 na Zagore, to kolejna moje droga. Cos mi mowi bym nie wjezdzal do Rissani tylko odrazu na Zagore sie kierowal. Tym razem nie posluchalem tego glosu. W miescie tylko posiedzialem nad drugim sniadaniem i po 20 minutach bylem spowrotem na rozjezdzie. Wizyta w Rissani okazala sie trafa decyzja gdyz prez 60 km. Nie bylo nic procz gor, skal, bladozielonych niskich drzewek i skwaru. Przejechalem obok kilku miescin ale byly daleko od drogi-pod gorami. Aaa, no i kilkoro dzieci-pastuchow spotkalem-dziecia poswiece osobny watek- Te tutaj 10-15 lat najpierw gestem-przykladajac kciuk do ust prosily o wode/jedzenie, a gdy pokazalem pusta butelke to puscily sie za mna w poscig z kijami w dloniach...krzyczac od fakju po jakies francusko arabskie bluzgi!!! Jednego czy dwoch to bym przpedzil ale z piatka to raczej niedalbym sobie rady! Mialem wczoraj dwie takie przygody+poscig rowerem ;) -nie mial szans :):):) ale kamieniem na koniec cisna!
Zatrzymalem sie dopiero 20 km. przed Alnifem w przydroznej jadlodajni. Restauracje prowadzi Ahmed-emerytowany policjant, mieszka tu ze swym shorowanym ojcem.NIc nie wciskal, nie proponowal zadnej szmiry, byl ciekaw mej podrozy i Europy...Wymienil prawie wszystkie europejskie panstwa i Ich stolice! rozmawialismy ze dwie godziny. Ruszylem dalej dopiero po 16.00 I znow skwar, gory...
Od tygodnia mam nie maly kryzys-syndrom samotnego podroznika...Rano nie zrywam sie z entuzjazmem...Czesciej mysle o powrocie-kiedy? Ciepla czesc dnia spedzam w kofiszopie, kontaktujac sie z bliskimi...Dzis postanowilem zatrzymac sie na kilka dni-odpoczac, wykapac, poprac-niepedalowac...Po 60km. dojechalem do Terrazine. Opilem sie, najadlem. Znalazlem hotel-w recepcji widze zdjecia z imprez organizowanych dla bialych. Odrazu pomyslalem ze to miejsce nie dla mnie:) Nocleg 70Dirhamow...to potwierdzilo me domysly. Inny hotel, dla tubylcow-30 D. No to cos dla mnie. Dwudziestoparolatek o uzebieniu ogra, na niebotycznym kacu pokazuje mi pokuj, pijac piwo spisuje dane z paszportu...Ale najpierw poszlismy do pobliskiego sklepu po dlugopis. Chwile tez krecil sie po holu, otwieral szuflady i cos burczal pod nosem...szukal 'blankietow meldunkowych'. Zawolal kolege, ten byl bystrzejszy-przyniosl zeszyt. Nawet nie pytam po co mu dane z wizy pakistanskiej-chyba nie dokonca wie co robi, ale On tu rzadzi. A gdy przewrocil kartke, popatrzyl na wize iranska-zapytal czy moj kraj to Republika Iranska...ciezko bylo powstrzymac smiech:) W koncu dotarl do strony z danymi osobowymi -i tu powalczyl 5minut... oddal paszport.
/dzis rano jak schodzilem widzialem ze zeszyt z moimi danymi nadal lezy w tym samym miejscu-juz nawet kilka herbat na mim stalo...

Posiedze tu ze trzy dni, moze cos popstrykam, pokrece, jakies ciekawe znajomosci nawiarze...
Jutro albo dnia nastepnego zgram kilka fotek z tej miesciny
Milego dzionka i chlodu Zycze!!!

W Tazzarin posiedzialem 4 dzionki. Mialem tam juz swoja knajpke w ktorej jadalem i przeczekiwalem ciepla czesc dnia, popijajac herbate. Syn wlasciciela nasmiewal sie troche z mojej arabszczyzny i ciagle mnie poprawial i dawal lekcje berberyjskiego. Spotkalismy sie raz w kafejce, pokazalem Mu zdjecia i opowiedzialem conieco o wycieczce.
W hotelu na moim pietrze mieszkala 20-sto osobowa ekipa remontujaca drogi. Byl miedzy nimijeden anglojezyczny, raz zaprosil na herbate i juz kazdy wieczor spedzalem z nimi na pogaduchach.
Raz gdy popoludniu szedlem ulica, z focikiem na ramieniu, podjechal dzip policyjny. Pan Wladza zapytal o niationality, -'ze sli polone' odpowiedzialem, zaprosil do auta, popytal o hotel, paszport... 'co tam masz' zapytal wskazujac palcem na moj naramiennik -aparat, "nie mozesz w tym miescie robic zdjec"!!! Nawet nie pytalem dlaczego, wladza to wladza! Zadzwonila Jego komorka, chyba cos pilnego bo kazal mi wysiasc i odjechal.
Pozmienialy mi sietroche plany, jeszcze nie jestem calkiem pewien ale raczej nie bede pedalodal w glab Afryki tylko na Europe.
Rano jeszcze sniadanie w mojej knajpce, usciski i w droge:)

Jak mi sie mordka usmiechala ze znow krece:) Znow pustkowie, skwar, braki wody...
Po 50 km. wyprzedzil mnie konwuj ciezarowek-koledzy od drog-trabiac i krzyczac pozdrawiali i zyczyli 'bolwajaz'. Nie wiem nawet kiedy ja Ich wyprzedzilem, bo po kilku kolejnych kiometrach znow krzyki i klaksony. Jedna ciezarowka sie zatrzymala, zaproponawali podwozke. Poczatkowo odmawialem ale co tam, zobacze jak wyglada Maroko z innej perspektywy ;) Rower na zwir ja do kabiny i 45km. przejechalem bez wysilku :) Wysadzili mnie 15 km. przed Agdz na przeleczy. Wymienilismy sie z Mhamidem meilami, zapowiedzial ze przy kolejnej mojej wyzycie w Maroku? koniecznie musze Go odwiedzic-mieszka pod Warzazate. Pamiotkawa fotka i w droge.
Agdz lezy na drodze pomiedzy Warzazaem a Zagora a wiec turystyczny szlak. Co rusz odpedzam jakiegos naganiacza, sklepikarza, taksiarza ktory zaopiekowalby sie z checiom moimi dirhamami!
Wieczorem gdy nabieralem wody w przydroznej studni, podbieglo do mnie trzech pietnastoladkow. Mocno podnekscytowanych spotkaniem...ze Oni tez sportowcy i ze zapraszaja do siebie, dadza jesc, pic i spanie bedzie, tylko trzeba sie wrocic 4km. na przelecz!!!Jechali za mna kilka km i prosili, wkoncu jednak odpuscili. Jeden tylko twardziel popedalowal jeszcze poprosil bymmu fotke szczelil, dal adres, i poprosil bym mu ja przeslal.
Zatrzymal sie samochod, na Wloskiej rejerstracji...szyba w dol, wychyla sie okolo 50cio letnia kobieta i pyta czy wszystko ok-a i czy czegos nie potrzebuje??? Z usmiechem zapytalem czy ma jakies dobre piwo? Najlepiej polskie;) Moge Ci dac wody:) Wody to ja mam pod dostatkiem. Pomachala i pojechala. Nocleg w oazie, takiej z 15stoma palmami :) rano dopiero zauwarzylem ze tuz obok jest cmetarz. Kolo polnocy slysze rozmowe kilka metrow od namiotu...to moi przesladowcy wyczaili gdzie spie i przyszli prosic bym do niech jednak podjechal. Po polgodzinnej walce obiecalem ze jutro rano pojade. Ufff odpuscili!!! Rankiem nim jeszcze slonce wstalo zwinalem oboz i w nogi-poprostu nie lubie natrentow :)
Tazenakht....
Taroudant...
Oulad Teima...
Imi-n-Tanoute...
Sidi-Benour...
Settat...
Rabat...
Larache :) -siedze od dwoch dni na kempingu, na tym samym na ktorym ponad miesiac temu spotkalem Grzeska. Wycisne tu jeszcze resztki mojego Maroka. Za dwa dni oblize sie w Tangerze i wsiade na prom...
A teraz wybaczcie lecz pojde 'wyciskac resztki Maroka' a opisze to po powrocie ;)

trzymajcie sie :)


Mialem wyjechac wczoraj z Larache ale jakos tak sie porobiolo ze zostalem. Dwa dni temu na kemping przyszedl rozczochrany kolezka i walna sie spac pod drzewem- bez namiptu, karimaty od tak na trawce...nastepnego ranka sie zapoznalismy -Thomas, -Martin...
Z Francji wyruszyl trzy tygodnie temu. Troche stopem, troche autobusem i pociagiem no i promem dostal sie do Maroka. Opowiedzialem o mojej wycieczce rowerowej. Postanowil zakupic sobie jakas maszyne Made in Maroko i pognac nia dalej ku przygodzie. Wczoraj wrocil z miasta na zielonym 'Herkulesie'. Na przegladzie spedzilismy pol nocy, mialem kilka drobiazgow ktore juz raczj mi sie nie przydadza a Jemu wrecz niezbedne sa ;) Wymiana linek, nowy smar w piastach... na koniec wypilismy fante ;) Dzis rano Thomas ruszyl zdobywac Maroko. Ja jeszcze w Medynie sie pokrecilem, wczoraj poznalemk Iaryma - jakos tak to sie wymawia - Palestynczyka, mieszkajecego od czterech lat w Larache. Wypilismy herbate, opowiedzial mi swoja historie... pokazal blizny po broni chemicznej... uciekl z palestyny gdy mial 14 lat, teraz ma 28. Zbiera kase by wrocic...

A ja brykam zaraz na kemping pakuje sie i na Tanger, jutro powina byc Hiszpania

21 maja 2009

przez Maroko

Z promu zjechalem z ogomna ulga, fala nie byla wysoka ale i tak lajba podskakiwala a moj zoladek nie lubi tego...Gdy tylko wyjechalem z portu dopadli mnie naganiacze: Bus, Hotel, Czencz mony _wybralem bramke nr.3 Zapytalem policjanta o kierynek na Larache i w droge. Zaczelo sie. Na ulicy nieustajacy dzwiek klaksonu-jeden nieprzerwany trab.Karzdy kierowca przed wykonaniem jakiegokolwiek manewru trabi. Nim zapali sie zielone swiatlo trabia by ten pierwszy jechal. Na radzie ktos awciska sie na czerwonym-reszta na niego trabi. Prwed pasamiTez trzeba nacisnac klakson. blizajac sie do innego pojazdu -to samo...Trzeba caly czazs trabic by inni wiedzieli ze jestem!!! Wiekszosc kobiet chodzi z oslonieta glowa-twarza, jest jednak wiele ubranych- jak to mowia- po Europejsku. Co do mezcztzn to tez jest spora rozbieznosc- od garniturow po togi z kapturem. Ci zakapturzeni wygladaja jakgdyby byli po ciemnej stronie mocy ;)
Ronda, sfatygowane asfalty, sporo smieci. Wzdluz ulic mnostwo restauracyjek, przy ktorych stoja podniszczone krzesla. Z minaretu dobiega glos... czas na modlitwe. I po to wlasnie pedalowelem pzez Europe!!! W takim miescie czuje sie swietnie!!! Z Granady ucieklem po paru godzinach, Valencja czy Malaga zmeczyly mnie samym przejazdem. A wlasnie takie miasta jak Tanger przyciagaja mnie i swietnie sie w nich czuje! Panuje tu- podobnie jak we wszystkich miastach- taki ...nielad - jak gdyby nie obowiazywaly zadne przepisy. Ktos jedzie pod prad trabiac przy tym by mu ustapic, piesi nie korzystaja z pasow- przeciskaja sie na calej dlugosci jezdni...Autobus na przystanku czesto tylko zwalnia- trzeba wskakiwac. Ja to poznalem w Iranie; pOzniej uczylem sie tego w Pakistanie i Indiach. Mniej wiecej wiem o co tu chodzi i latwo sie w tym odnajduje. Nie czekam az ktos mni przepusci- wciskam sie, po co czekac na zielone-jesli jest miejsce jade Nie przepuszczam pieszych-nie chce wprowadzac chaosu-nikt tu tego nie robi wiec i tak pewnie nie wiedzieli by o co mi chodzi. A nad bezpieczenstwem czowzja policjanci-stoja na kazdym rondzie i nie razi ich 10 osob w piecioosobowej taksowce, czy dzieci jadace na tylnym zderzaku ciezarowki...Tylko za co Oni te mandaty pisza!?!?!?

ide na obiad dopisze cos jeszcze, a tu zdjecia
no niestety po obiedzie kofiszop byl zamkniety...

Nie bede teraz konczyl poprwedniego watku a i nowego zaczynac sie zbytnio nie chce...jest tak cieplo ze nie bardzo wiem jakiego slowa urzyc by opisac co ja tu teraz mam- goraco...upal to slowa dobre na Europe!!!
W Marakeszu rozstalem sie z Grzeskiem. On jako zodiakalny Wodnik powrocil na wybrzeze, ja-Byk-ruszylem w przeciwnym kierunku. Najpierw Demnate a stad w gory, przez krajne Berberow do Warzazate-przed chwila pzyjechalem i nie wiem co robic dalej. Slonce juz o 12.00 tak dopieka ze nie chce sie nic robic. Posiedze tu do wieczora i pomysle czy kontynuowac pedalowanie w kierunku pustyni czy smigac na wybrzeze???

No i posiedzialem do wieczora...noc spedzilem za miastem na pustyni-byl wspanialy zachod slonca. I tak sobie posiedzialem zjadlem melona i postanowilem ze jednak pojade na pustynie. Rano przyjechalem do miasta pokrecilem sie troche po uliczkach starej czesci-gdzie domy sa zbudowane z mieszaniny gliny i slomy i jeszcze slady rok pozostaly. Uliczki waskie, kilka sklepikow jest juz otwartych. Ich wlasciciele chlapia co jakis czas woda na chodnik by sie nie kurzylo. Kobiety robia pranie, znosza galezie na opal...
Wszedlem w jeszcze wezsza uliczke, zaczepil mnie wysoki mezcztzna ubrany na niebiesko - ala Tuareg-namawia mnie bym odwiedzil jego sklep, ide dalej. W nastepnej uliczce kolejni, tym razem dwaj mlodsi w kuckach oparci o sciane...Witaja mnie z usmiechem zapraszaja do sklepu, tym razem uleglem-bizuteria, chusty, troche ceramiki i ciuchow ale najlepsza to byla muzyka!!!Sklep prowadzi dwoch braci jeden zajmuje sie chandlem a drugi jest muzykiem, ma zespol i gra muzyke rege oraz rytmy Tlaregow. Sa z okolic Rissani- a ja wlasnie tam bede jechal Ich wioska lezy na trasie mego przejazdu :) Opowiedzieli mi conieco o tamtym rejonie i juz na pewno zadne slonce ni wiatry nie powstrzymaja mnie. Pogralismy troche- ja na bebnie Oni na swych instrumetach-nazwy takie ze ciezko mi spamietac:) To byla oczywiscie gra wstepna przed przejsciem do interesow. W czasie gdy jedan pzygrywal na gitaropodobnym tutejszym instrumencie, drugi pokazywal mi reczne dziela-bizuterie-pochodzaca z jego miesciny...Po dlugich targach i prezentacji wiazania...no i zapomnialem jak nazywa sie ten ichniejszy turban... 'turbanu' dobilismy targu. Moze troche przeplacilem ale milo bylo :):):) Trzeba mi poszukac plyt z muzyka-bedzie impreza po powrocie:):):)
Dwa poprzednie dni spedzilem w gorach, bylo tylko 100km. do pokonania ale zarazem az 100!W gorach mieszkaja berberowie, nie byli tak przychylnie nastawieni jak w czesniej napotkani marokanczycy. Czesto nawet nie odpowiadali na moje pozdrowienie, zerkali tylko na momet i odwracali glowe. Moje proby fotografowania spelzly na niczym-podjalem kilka prob lecz spotkalem sie z kategoryczna odmowa bodz tez smiechem. Tylko cyfraczkiem na duzym zumie.
Popelnilem tez blad-ruszajac na pierwsze podejscie mialem tylko litr wody, jeden hubz i serek. Dopiero kolo 12.00 dotarlem do miesciny gdzie napelnilem butelke swieza, zimna woda. Do tego czasu wypilem tylko ten literek i nic nie zjadlem-jest taka zasada-nie masz co pic nie jedz-wiadomo, do trawienia potrzebna woda- a ja jej nie mialem. No ale pozniej bylo juz lepiej bo kilka strumykow napotkalem. Wczoraj zjechlem z gor-na pustynie. Wedlug mapy miala byc tutaj miescina, a wiec obiad-niestety...dojechalem do glownej drogi i skrecilem na Warzazate. Do miasta dojechalem kolo 12.00 zatrzymalem sie w pierwszym smlepiku z zarelkiem i piciem. W pol godziny wypilem 3 litry jakiegos napoju, do wieczora kolejne 4 i to wszystko pozostalo we mnie! Musze wiecej i czesciej pic, by znow sie nie odwodnic.
Znow prazyc zaczyna-posiedze w cieniu ze dwie godziny i ruszam. Do Rissani jest jakies 400km. ale po drode napotkam napewno miejsca warte by sie przy nich zatrzymac-zjesc czy przespac... a i przerwy treba bedzie robic w okolicach poludnia bo mi nawet 'turban nie pomoze:)

01 maja 2009

przez Hiszpanie


dzi tak ´przypadkowo`w malej miescinie znalazlem cafejke, nie moge sciagnac programu wiec zdjecia nastepnym razem, a i o Francji cos jeszcze dopisze. Hiszpania przywitala mnie deszczem i wiatrem, w dodatku te podjazdy... W pierwszym napotkanym sklepie kupilem wino i oliwki i wieczorem bya uczta, w gaju oliwnym z widokiem na ruiny zamku-zdjecia beda. Postanowilem uciec w glab ladu, a tu jeszcze mos¡cniej wieje i to w twarz cieko sie jedzie. Pogubilem sie kilka razy, bo moja mapa nie jest zbyt dokladna a wlasciwie to wiele jes zlych numerow drog i pomieszane drogi glowne z lokalnymi- odradzam kupowania mam freytag`a!!! Widoki sa zato wspaniale, czasami przez caly dzien jade zboczami wsrod winnic, otoczonych drzewami olwek i migdalow. Innym razem sa to `sady ` migdalowe, olidkowe. Na nizinach przy morzu to brzoskwinie jablka...takie swojskie klimaty:) Dobijaja mnie te podjazdy!!!- 10km. pod gore, wtedy nie wiele pedaluje a wiecej prowadze, widoki jakos rekompensuja mi ten wysilek, a na przeleczy lyk wody i 10km. zjazd...e czasami mam takich podjazdow kilka w ciagu dnia i padam na twarz - czasami mam dosc! Dzis mialem dwa takie podjazdy, a nogi juz nie mlode:) Marzy mi sie jakis odpoczynek, bo do tej pory to codzien pedaluje. Ukompal bym sie, tak porzadnie, a nie pod butelka PET`a :) Zarelko maja superowe, choc nie ma juz pysznego francuskiego sera, ale oliwki, bagietki, slodycze, no i owoce, kupione na bazarze...pomaracze!!! Pyszota:)Dziwnie sie tylko czuje gdy w markecie widze muszle slimakow, z opisem czym i jak je nadziewac...No i w ogole musze uwarzac i czasami napocic sie by nie kupic jakiejs miesnej potrawy, bo czasami kozystam z ich puszkowego zarelka.

Ok-a, to ja koncze, bylo tak nieplanowanie i niedlugo, zdjecia wlkeje nastepnym razem.

To znowu ja:)
Zaczne od tego ze ostatnio pisalem z Gandesy-jakies 60 km. od Lleidy.Kafejke prowadzil 30sto letni findus:), gdy opowiedzialem moja indyjska historie, wlaczyl ' Om nama Shiva'. A na scianach wisialy plakaty bustw hinduskih:) Swietny klimat- malo hiszpanski ;) Dowiedzialem sie od Niego, ze dzis az do niedzieli maja swieto i wszystkie sklepy pozamykane- czyli 1-3 maj hiszpanie tez swietuja. Znalazlem jednak maly sklepik,, skromnie zaopatrzony, kupilam ciacha, 3 bagietki i w droge. Po krotkiej walce z wiatrem odechcialo mi sie jazdy w glab ladu, odwrucilem rower o 180stopni i popedalowalem na wybrzeze. Najpierw dlugi stromy zjazd waskim kanionem,nastepnie nieco laagodniej, po czym wszystko wrucilo do normy- znaczy do poziomu;) i znow pedalowanie zaczalo sprawiac mi przyjemnosc. Gdy siedzialem w kafejce wialo i padalo a po 2godz. rwalem pomarancze z przydroznego drzewa...Otoczenie calkowicie sie zmienilo.Winnice i gaje oliwkowe ustapily miejsca pomarancza, mandarynka i figom.Miasto Vinaros, plarze, hotele-jeden 'piekniejszy' od drugiego, sporo turystow - masa kiczu, nie lubie tego no ale chce zblizyc sie do tej Afryki. Nocleg przy szybkiej drodze, w korycie okresowej rzeki, widoczne miejsce wiec bez namiotu. Zajadajac pomarancze kabinuje jak tu ominac Valencje???
Rano kilka ciastek i pomaranczy na sniadanie i na szlak.Znow pomarancze, figi i takie owoce podobne do fig ale zolte z duzymi pestkami. Nazrywalem ich kilka zjadlem jedna...poczekalem, zyje! No to nazrywalem wiecej i obiad gotowy:) O 10.00 jest 24 stopnie, jak dla mnie to juz upal.No ale musze sie przyzwyczajac do sloneczka :)Przed Castelon spodkalem poraz kolejny Niemca, poznalismy we Francji, jakies 10 dni temu. Niby nic nadzwyczajnego, kolejny sakwiaz, z tym ze On ma jakis 'niedowlad' nog- nie chodzi!!! Ma specjalny rower, pedaluje rekoma. Jedzie z Bawarii do Senegalu!!!Tego dnia spotkalem jeszcze 2 sakwiarzy- jasna cholercia co za tlok!!! Trzeba uciekac w glab kraju. Mam tylko nadzieje ze oni wszyscy do Afryki nie jada, bo na bilet na prom sie niezalapie:) Kolo 16.00 dojechalem do Almenara, 35km. od Valencji chcialem tu odbic w gory by ominac miasto. Z pomoca mej genialnej mapy i wskazowka kilku Hiszpan, znalazlem sie na szutrowych drogach w sadach pomaranczy... Nie bardzo wiedzialem gdzie jestem.Sakwy napelnilam mandarynkami po brzegi:) Zjadlem obiad, zlapalem dwie 'gumy' i postanowilem ze jednak przejade przez Valecje, ale nie dzis. Bylo kolo 19.00 wiec za pozno by pchac sie w niasto. Postanowilem podjechac jeszcze troche i jutro rano powalczyc z metropolia. Nie bardzo chcialo mi sie jechac, szukalem jakiegos cichego miejsca na nocleg, i tak dojechalem do Sagunto. A tu niespodzianka, moja droga przeszla w Autowie... zorietowalem sie dopiero po paruset metrach. DoSagunto wrocilem prowadzac rower pasem awaryjnym. Po drodze wstapilem do sadu tych zoltych fig i nazrywalem jakies 2kg. owocow;)Posiedzialem, podumalem, jak sie stad wydostac- albo szukac drogi przez gory albo blizej plazy. Wjechalem na most by miec nieco lepszy widok, no i gdzies tam pomiedzy poletkami wila sie jakas drozka, w moim kierunku...Trzeba mi na poludnie nie wazna jaka droga. Najpierw przez'poligono industriale, pozniej kawalek asfaltu...szutry...no i wjechalem na sciezke rowerowa:) 4km. i jestem w Puciol. I znow metoda 'gdzies tam' po 20 minutach dojechalem do rogatek miasta, tylko ze z wylotem na autostrade...Bylo juz ciemno, znalazlem sobie miejsce na nocleg-remontowana odnoga ronda, i poleglem za morkiem... Ciezka noc to byla, hiszpanie swietowali do pozna muzyka z okolicznej plazy i fajerwerki trwaly do trzeciej w nocy. Rano szybko sie spakowalem, by mnie nikt nie wyczail i w droge. Chwile poszukiwani znalazlem sciezke rowerowa do samej Valencji. Przejazd przez miasto przebiegl dosc sprawnie pomimo braku mapy. Wiedzialem ze musze trzymac sie torow... szukalem wiec drogi biegnocej jak najblizej trakcji, pozniej przy autostradzie. W Silla moja droga zakonczyla sie wjazdem na autostrade, poraz kolejny metoda 'tam...' przez dzialki, sady, zamkniety parking, przesunalem ogrodzenie, sforsowalem row, 30m. przez lake i jestem na mojej drodze-latwizna!!!
Obiad na srodku ronda, pod palmami-jedyny cien w okolicy.O 16.00 mam dosc-wiele dzis nie przejechalem ale umeczylem sie, w dodatku grzeje jak cholera. Nabralem wody na cpnie, podprowadzilem rower od gore i wyladowalem na lesnym nieczynnym parkingu. Jest jeszcze wczesnie ale leniwy juz jestem, a tu cien, spokuj, a w poblizy sad pomaranczy...Zostaje tu na noc!!! Rano to az mi sie ruszac stad nie chcialo- swietne miejsce! Troche sie znow pogubilem bo jakis remont, jakas droga zamknieta, jakas autostrada, ktorej niemam na mapie...Jechalem do Ontynient, droga CV-81, droga prowadzila kanionem, dolem plynela rzeka-pieknie to wszystko wygladalo. No i tu niespodzianka- na poboczy znalazlem telefon- jakas 'wypasna' nokia z aparatem. Wyswietlacz dziala- ikonki widac, wrzucilem do sakwy i w droge. Z nalazlem kawalek cienia i postanowilem posprawdzac czy tel. dziala, lecz nie potrafilem uporac sie z hiszpanskim menu. Tutaj juz nie ma cytrusow, zato morele, czerasnie niestety jeszcze zielone :(
SZukalem internetu, w jednym miasteczku brak polaczenia, do nastepnego 30km. W Villa bylem kolo 14.30. Najpierw do Mercado, w sakwach laduje pieczywo warzywa i vino upedzone w pobliskiej winnicy. POszukiwania cofinetu zakonczylo sie poraszka. Po poltorej godzinie blakania sie po miescie- nik tie byl mnie w stanie poprowadzic... Ktos wskazal mi miejsce- poszedlem tam, szukam... pytam a kolejnie wysylali mnie inna czesc miasta!!! Dalem sobie spokuj. W nie najleprzym humorze opuscilem miasto. Prawie zadnych drzew, zadnego cienia. Rozsiadlem sie w koncu w alejce sosen, obiad. Po chwili uruchomily sie zraszacze na pobliskiej uprawie groszku. Poczatkowo bylo przyjemnie chlodno ale po chwili bylem mokry, przemokla mapa spiwor, ktory rozwiesilem na rowerze by wysechl. Kolejne miasto, wiechalem na 'czerwona' obwodnice i po kilku km. na przeleczy zwirowa sciezka wydeptana przez kozy-??? sciezka, wdrapalem sie na szczyt wzniesienia. Widok oszalamiajacy. Tylko jedna pobliska gorka od zachodu ograniczala widocznosc. Umylem wlosy- nareszczie:) naszykowalem kolacje, otworzylem wino. Po kilku lykach hiszpanskie menu telefonu przestalo byc dla mnie zagadka-bylem ciekaw czy moge zadzwonic do Ploski ??? Najpierw sms, pozniej rozmowa-na koszt 'Pana Hiszpana' Pogawedzilem sobie z Sylwia, pozniej z siostra. niestety bateria 'siadla' To byl dobry dzien, mam swietne miejsce na nocleg- nie pierwsze zreszta:) Wieczor spedzilem z winem i mapa Maroka w reku- ja chce juz do Afryki!!! Wschod slonca wspanialy, sniadanie... Jade dosc rownym terenem, dookola gory, winnice, gaje oliwne. Prawie zadnych drzew, zbocza porosniete, krzewami, czasami jakis kaktus. W winnicach stoja stare, zrujnowane, gliniano-kaminne budynki. Ciekawie wkomponowane w klimat otaczajacych gor...
Jade w kierunku Granady, mysle tam byc za 4 dni.
A tytaj kilka zdjec z Hiszpanii no i do Franci kilka fotek dolaczylem
zaraz czas mi sie konczy, brykne do pobliskiego marketu po jakies zarelko i w droge, cieplo sie zrobilo ale trzeba popedalowac:)

Gdy ostatni wyszedlem z cofinetu, podszedl do mnie facet i zaproponowal kobiete... z tego co pokazywal to ma okazaly biust i zgrabne biodra... za jedyne 5 euro...
W markecie, gdy sie rozejzalem to srednia wzrostu dla doroslych ludzi to 160cm. sami Indianie. Dzien uplyna zwyczajnie na pedalowaniu, rozlegla dolina. Goraco!!!Nastepnego dnia kolo 09.00 wjechalem do Carvaca de la Cruz. Jeszcze zanim wjechalem do miasta zobaczylem na wzgorzu Alcazar-pierwsza mysll- jem tam dzis sniadanie...Pol godziny pozniej siedzialem w rogu na dziedzincu i sniadalem. Dzien leniwie sie zacza i tak taz sie toczyl. Nie chcialo mi sie pedalowac. Po prawej gory, po lewej rownina- 30 km. szeroka. za nia gory. Niesamowita przestrzen. Po poludniu wylonily sie na horyzoncie Sierra Nevada. Piekne osniezone szczyty. By sie zmotywowac do dalszej jazdy obiecalem sobie nagrode- tortille i lokalne winko jesli dojade do Hueskar- no i poskutkowalo. Wyjezdzajac z miasta, podobnie jak dwa dni temu mialem do okonania przelecz, na jednym za wzdorz baszta-tam spipomyslalem... 20 minutowe podejscie i jestem na przeleczy, do baszty nie bylo jednak drogi rozbilem sie ponizej a i tak widoki byly...:)

koncze bo zamykaja.. zdjecia beda nastepnym razem
Za 5 dni Afryka!!!
Mam lenia i nie bardzo chce mnie sie pisac:) dodalem kilka zdjec do `przez Hiszpanie`
O, a skoro o zdjeciach mowa to napisze - wszystkie zdjecia z tej wycieczki, ktore zawiesilem do tej pory sa takie jak wyszly z sfraka, bez jakiejkolwiek obrobki- brak czasu i checi- wiec nie kalcie mnie za krzywy kadr... czy takie tam, wiele zdjec cykam w czasie jazdy, wiec o wyrozumialosc prosze:)
A z wycieczki: ajechalem kilka dni temu o Iznalloz- rozsiadlem sie z obiadem na skwerze, kilka betonowych lawek, drzewa... po kilu chwilach na sasiedniej lawce rozsiadla sie parka i zaczeli bacznie sledzic moje ruchy. Po ilku min. podszedl do nich chlopak, chwile pozniej siedzial obok mnie i prosil o jedzenie... ja do niego po polsku, dal sobie spokuj. Po chwili zjawia sie mocno zaniedbana 40-stka i pyta o czas, po czym chce sprzedac mi bluze... nastepnie siebie!!! Za chwile zjawila sie jakas mlodsza i o kaske prosi, bo w ciazy... to nie miejsce dla mnie:)
Jadac przez miasto spotkalem jeszcze te od bluzy, biegla za mna, i z usmiechem pokrzykiwala cos do mnie. Z ulga opuscilem te miescine. Paleno tam takich "dziwnych typkow" bylo!
A dwa dni temu bylem w Granadzie. Od dawna czekalem na te chwile, Alhambra, gory... rozmyslalem jakie tu zdjecia zrobie, nie moglem sie doczekac tego dnia!!! A tu poranek pochmory- zero swiatla do zdjec! Przy kasie do Alhambry- 300 osob na 30 min przed otwarciem... Nie lubie tego.Wszedlem tylko do takiej darmowej czesci, gdzie wiecej stoisk z pamiatkami... Podszedl do mnie koreanczyk. Mowi ze tez podrozuje rowerom- przyjechl do Granady z Cordoby...po chwili rozmowy zrobil sobie ze mna i rowerem zdjecie... Pomyslalem ze, moze za jakies 30 lat tlumy nie beda mi przeszkadzac, to moze wtedy bede zwiedzal takie miejsca. Z lekkim niedosytem opuscilem miasto! Wole jednak `moje gory, winnice...` Wieczorem jeszcze popadalo i to tak dosc mocno, dzien zakonczylem okolo 16.00 w drynach:) -patrz zdjecia-. Wczoraj byla Malaga. Sporo kiczu, wzdluz plazy. Deptaki z pieknie wystrzyzonymi zywoplotami i palmami sadzonymi w rzedach...nic specjalnego.
Teraz jestem w Cina. Do Algeciraz mam jakies 130 km. ale droga trudna, na mojej mapie sa tylko dwie szybkie drogi i bede musial kluczyc by dojechac nad ciesnine. Ale nastawiam sie na spokojne pedalowanie by w ne urodziny rankiem wsiasc na prom:) Odezwe sie jeszcze z Europy, bo pozniej to nie wiem jak bedzie:)
Milego dzionka wszystkim zycze!!!
12. maj '09r
Wczoraj bylem przekonany ze do samego Algeciras bede sie tlukl przez male miesciny szukajac drogi... No i 10 km tak ujechalem zajelo mi to 3 godziny!!! By ominac autostrade bladzilem troche:) no i siedze sobie przy autostradzie tak kolo 18.00 wcinam markizy a tu patrze ze kolazkowicz jakis zapierdziela autovia... jak on moze to ja chyba tez... bezpieczenstwo odlozylem na pozniej wsiadlem i pojechalem. Goraco bylo czasami-zwlaszcza gdy tarlem sakwami o barierke...bo nie mialem niejsca...No ale na dzis zostawilem sobie 50km. juz po nich :)robilem jeszcze pranie na `cpenie` nareszcie ciepla woda- chcialem wskoczyc do zlewu na kapiel ale drzwi sie nie zamykaly...wiec tylko tak sie ochlapalem ale pachne teraz mydelkiem cytrynowym...;) Jestem w Algeciras!!! Zaraz zmykam na prom do Tangeru:) A jutro pomysle nad prezentrem i impreza:)Mam sie tez spotkac z Grzeskiem. Poznalismy sie jakis czas temu na necie-On rowniez do Afryki rowerem, z tym ze nieco inaczej... czeka juz tam na mnie:) Moze jutro sie spotkamy. Zakupie tu jeszcze tylko jakiego szampana...
pozwole sobie...
Dzisiejszy dzionek dla Kasi Borek- to Ona zaszczepila we mnie Afryke,-pewnie siedzialbym teraz gdzies na Syberii czy innej Kamczatce. Mielismy na Czarny Lad jechac razem -stopem, no ale szlaki nasze poszly inaczej... ja dzis do Afryki, a Kasia... jak ostatnio do mnie pisala to w drodze na balkany byla :) pozdrawiam Cie!!!
jeszcze troche cyferek:)
-wykrecilem 3736km zajelo mi to 242 godziny-przez te 34 dni
Tak sie zastanawialem czasami, gdzie skonczy siemoja wycieczka??? No bo jest ona ukierunkowana na fotografie, ale nie to co wieszam na necie, lecz na kliszowe fociaki...
wiec czy po wypstrykaniu wszystkich filmow stwierdze ze koniec... no bo po co dalej jechac... czy wyjade wogule z Maroka, czy faktycznie do Tinbuktu pojade??? No to wszystko wyjdzie w czasie pedalowania. Nie ma celu tej wycieczki samo pedalowanie i zwiedzanie jest celem. Jechac i robic zdjecia a dokad dojade i ile czasu mi to zajmie -sie zobaczy:) Napisze conieco za pare dni, a teraz zmykam. Trzymajcie sie!

22 kwietnia 2009

przez Francje

na poczatku deszczylo przez trzy dni, teraz juz swieci slonce---mam spore problemy z obsluga francuskiej klawiatury, jesli tak dalej bedzie ogranicze sie do zdjec, a napisze conieco po powrocie. Teraz jestem w Sate nad morzem Srudziemnym, za dwa dni Hiszpania

tu sa zdjecia z Francji troche niedbale ale spieszno mi a net 3euro za godzine, wiec spadam, trzymajcie kciuki!!!

15 kwietnia 2009

przez Niemcy

no to wyruszylem. Pierwszego dnia zajechalem pod Zgorzelec, mialem sporego stresa bo ci kierowcy nie widza rowerzystow. Rano zjadlem kanapki-jeszcze domowe-granice przekroczylem kolo 08.00 jechalem dobrze mi znana droga. Mapy nawet nie wyciagalem z plecaka, droge na najblizsze kilka dni znam z poprzedniej wycieczki. Jedzie mi sie dobrze, nogi nie bola- wlasciwie nie wiem czemu? Casami musze zeskoczyc z roweru by go podprowadzic bo podjazd o nachyleniu 12% to nie dla mnie! Zatrzymalem si e w miejscu w ktorym ostatnio zdecydowalem ze wracam- dopadl mnie ´demon przeszlosci´ - posiedzialem chwile, pogrzebalem kijem w ziemi, podumalem...gdy minolem to miejsce jakos mi ulzylo. Wjechalem w Las Turynski, dlugie strome podjazdy i takie tez zjazdy -dosc to meczace!!! Za to gdy przejechalem ta kraine wjechlem jakby na stol - lagodnie, niewysoko! Wczoraj mialem nieprzyjemna sytuacje- gdy zapytalem molodej niemki o droge wskazala mi ja, jednak nie powiedziala ze to droga ekspresowa!!! No i wjechalem na nia, niemal kazdy przejez dzajacy samochod, zjechalem na pierwszym zjezdzie- okazalo sie ze wyszlo mi to na dobre-zjechalem na zulta droge ktora poprowadzila mnie przez urokliwe dolinne miasteczka, a okoloczne zbocza porosniete byly drzewami owocowymi i wniarniami...Siedze sobie w takim malym miasteczku, na drewnianj lawce, w cieniu kwitnacej czeresni, wcinam chleb z czekola, popijam woda, ktora nabralem z publicznego zrudelka,patrze sobie na okolice-mordka mi sie usmiecha- jestem szczesliwy...
Jestem kolo BadenBaden, dzis wjade do Francii.
A tym czasem uciekam bo net tu drogi! 2euro za godzine!!!
(przepraszam za bledy! troche w tym mojej winy a troche niemieckiej klawiatury:) uzupelnie i poprawie wszystko w domu, a zdjecia wgram kiedy indziej bo tutaj nie pozwolili mi podlaczyc aparatu)

zdjecia